Wielki destruktor odszedł (na chwilę?) Wszędzie gdzie pojawił się Antoni Macierewicz pozostawiał po sobie organizacyjne gruzowisko, skrzywdzonych ludzi i polityczne pobojowisko. Ten człowiek ma w sobie jakiś gen destrukcji, który każe mu właśnie tak działać.
W ministerstwie, z którego w końcu go pogoniono, wyrzucił kwiat dowództwa i kadry oficerskiej. Zdezorganizował dostawy dla wojska. Pozostawił po sobie fragmenty śmiesznej obrony terytorialnej, która przypomina grupy rekonstrukcyjne. Jednak Macierewicz nie był sam. Dzielnie wspierał go Ojciec Rydzyk i kluby Gazety Polskiej. To na salonach w Toruniu Antoni błyszczał i stamtąd pozdrawiał słuchaczy Radia Maryja i swoich zwolenników zarazem. Mimo tak fatalnego zachowania Macierewicz ma w społeczeństwie aż 25 procent zwolenników. 75 procent społeczeństwa było za jego odwołaniem, ale aż 25 było jego zwolennikami. To bardzo dużo. Zadaję sobie pytanie, za co oni lubili Macierewicza? Czy i oni mają w sobie także jakiś gen destrukcji? Sadze, że nie. Oni słuchali ojca Rydzyka, a on ma więcej do powiedzenia niż cały episkopat razem wzięty. Są to ludzie, którzy nie do końca orientują się w polityce, bo przecież nie muszą. Wsłuchują się w kazania płynące z ambon, przekazują sobie gazety chwalące Antoniego. Oczadzeni kłamliwą propagandą widzą w Macierewiczu męża opatrznościowego, a on okazuje się być destruktorem, niszczącym otoczenie. Czy jego promotorzy wyciągną jakieś wnioski z popierania złego człowieka? Nie sądzę. Czekam natomiast ze strachem co teraz Macierewicz dostanie do zniszczenia, bo przecież dostać coś musi. Jeżeli nie, to zacznie niszczyć PiS, a na to prezes nie pozwoli. Czesław Cyrul